Życzenia dla Andrzeja. 30 listopada złóż życzenia Andrzejowi 6 Życzenia imieninowe dla księdza 2023 3 Podziękowania za życzenia urodzinowe. Co napisać na fejsie 2
KRÓTKIE wiersze urodzinowe dla dorosłych i dla dzieci. Mądre ŻYCZENIA na urodziny 2022. Życzenia SMS i na Messengera Mądre ŻYCZENIA na urodziny 2022, wiersze urodzinowe SMS i na Messengera 4 sierpnia. Każdy dzień w kalendarzu ma swojego jubilata. Dlatego warto pamiętać daty... 4 sierpnia 2022, 14:17 ŚMIESZNE wierszyki urodzinowe, KRÓTKIE SMSY na urodziny. Wyślij dowcipne życzenia jubilatom Tylko jeden dzień w roku mamy okazję, żeby najbliższym, przyjaciołom i znajomym podarować coś wyjątkowego, choć w formie życzeń urodzinowych. Fajnym... 4 sierpnia 2022, 14:15 KRÓTKIE wiersze urodzinowe dla dorosłych i dla dzieci. Życzenia urodzinowe - dla kobiety i dla mężczyzny KRÓTKIE Życzenia urodzinowe dla kobiety i dla mężczyzny na 4 sierpnia ŚMIESZNE, miłe. W dniu urodzin warto złożyć najbliższym serdeczne życzenia urodzinowe.... 4 sierpnia 2022, 13:51 KRÓTKIE wiersze na 18-stkę. Mądre życzenia na 18. urodziny dla chłopaka i dziewczyny. PROSTE życzenia na osiemnastkę Mądre życzenia na 18. urodziny dla chłopaka i dla dziewczyny. Piękne wiersze na 18-stkę. Wzruszające życzenia na "osiemnastkę".... 8 lipca 2022, 9:33 ŻYCZENIA NA URODZINY, WIERSZYKI URODZINOWE [KRÓTKIE] Co będzie najpiękniejszym prezentem dla bliskiej osoby? Poza upominkiem warto pomyśleć o fajnych życzeniach dla jubilata. Życzenia urodzinowe, wierszyki na... 7 sierpnia 2015, 13:34 Piękne życzenia na 50. URODZINY dla mężczyzny i kobiety. Krótkie wierszyki na 50-tkę, wyjątkowe życzenia na 50-tkę! Piękne życzenia na 50. urodziny dla kobiety i dla mężczyzny. Krótkie wierszyki na 50-tkę, śmieszne, poważne życzenia na 50-tkę!Życzenia na 50 URODZINY. 4 sierpnia 2022, 14:21 Życzenia na 40. urodziny dla kobiety i dla mężczyzny. Nieoklepane wiersze na 40-stkę. KROTKIE życzenia Mądre życzenia na 40. urodziny dla kobiety i mężczyzny. Nieoklepane wiersze na 40-stkę. Sympatyczne, ciepłe i śmieszne życzenia. 40-te urodziny to wyjątkowy... 20 lipca 2022, 10:27 Życzenia urodzinowe dla DZIECI. Wierszyki na urodziny syna, życzenia na urodziny córki. Piękne wiersze od rodziców ŻYCZENIA URODZINOWE DLA SYNA. ŻYCZENIA URODZINOWE DLA CÓRKI. Piękne życzenia urodzinowe dla dzieci od rodziców. Urodziny to wyjątkowy dzień nie tylko dla osób,... 8 lipca 2022, 9:31 KRÓTKIE życzenia urodzinowe dla kolegi, koleżanki i bliskich. Życzenia urodzinowe 2022. SMS na urodziny NIEOKLEPANE życzenia urodzinowe. Proste, ale oryginalne wiersze urodzinowe. Fajne życzenia na urodziny dla kobiety i dla mężczyzny. Choćby śmieszny sms... 8 lipca 2022, 9:05 Wyślij fajne GIFY na urodziny i MEMY z życzeniami. Urodzinowe MEMY i gify. Życzenia dla żony, męża, dzieci, kolegów i znajomych! Życzenia urodzinowe MEMY i gify: dla męża, żony, przyjaciółki, dziewczyny, znajomych, dorosłych i dzieci! Wyślij fajne GIFY na urodziny albo memy urodzinowe... 9 czerwca 2022, 8:42 Trener ŁKS świętuje już dziś. A w niedzielę zadebiutuje w I lidze To może być dobry znak przed niedzielną inauguracją rundy wiosennej piłkarzy ŁKS. 8 marca 2013, 12:49
Wszystkiego najlepszego w niebie: Tylko dlatego, że ktoś umarł i opuścił ziemię, nie oznacza, że przestaniesz życząc im urodzin. Życzenia urodzinowe po śmierci są sentymentalne przede wszystkim dla pozostawionych bliskich. Powiedzenie swoim bliskim zmarłym, że tęsknisz za nimi w ich urodziny, przyniesie ci nawet psychiczny spokój. Jako autorka chciałabym skierować jeszcze kilka słów podziękowania pod adresem dwóch bardzo bliskich mi osób. W pierwszej kolejności dziękuję za wsparcie mojemu mężowi Rafałowi, za jego wytrwałe i dzielne znoszenie niemal przymuszania do przeczytania nowo napisanych fragmentów historii :) . Następnie dziękuję mojej kochanej siostrze Karolinie za bycie pierwszym recenzentem całości powieści. Dziękuję za jej pomoc, życzliwość i budującą wiarę w sukces. Kochani z całego serca Wam dziękuję i bardzo Was kocham!Rozdział 1Dobra, to jeszcze jeden mail i stąd wychodzę. Matko, co za dzień… Nawet nie wiem, kiedy zrobiła się dzisiaj 15:00. W takie dni jak ten dziękuję Bogu, że Pan Antoni nie ogranicza nas sztywnymi ramami czasowymi. Skoro cały tydzień siedziałam w kancelarii po dziesięć godzin, to dzisiaj mogę wyjść po sześciu. W końcu robota jest zrobiona, a zresztą zawsze mogę skończyć wieczorem. Dopiłam resztki zimnej herbaty, spakowałam materiały potrzebne do pracy w domu i sprawdziłam pozostałe gabinety, czy przypadkiem gdzieś nie pali się jeszcze światło. Kiedy weszłam do gabinetu Bartka, zauważyłam, że na biurku leży jego portfel. Co za typ – pomyślałam – ten facet kiedyś zapomni do swojego biura, napisałam krótkiego SMS-a Bartkowi, by uchronić go przed ewentualnym zawałem i stawianiem połowy miasta na nogi w poszukiwaniach jego zguby. Następnie wzięłam torebkę z aktówką oraz moją śliczną ramoneskę w kolorze pudrowego różu i wyszłam. Gdy opuszczałam biurowiec, dotarło do mnie, jaka jest piękna pogoda. Jak na koniec kwietnia było bardzo ciepło, wiał lekki, przyjemny wietrzyk, a dookoła unosił się ten charakterystyczny zapach wiosny, którego nigdy nie umiem opisać słowami, ale zawsze jestem w stanie go rozpoznać – nieważne, czy jestem w mieście, czy na wsi u rodziców. Zawsze jest on taki sam. W sumie to ciekawe, czy ktoś jeszcze też tak ma, że czuje jakiś zapach i nie może go opisać, ale zawsze kojarzy mu się z jakimś zjawiskiem. Potrząsnęłam głową, wyrywając się z tych górnolotnych przemyśleń. Postanowiłam wrócić do domu na piechotę. Jutro rano idę na siłownię, więc w drodze powrotnej zgarnę auto, a teraz wykorzystam pogodę i się przespaceruję, zwłaszcza że dziś nie mam czasu na trening, bo na 17:00 mam umówioną wizytę u kosmetyczki, a potem fryzjera. No cóż, za kilka dni kończę 30 lat, więc to, że będę stara, nie znaczy, że muszę być zapuszczona. Z taką myślą pomaszerowałam w kierunku mojego mieszkania. Mieszkałam w sumie niedaleko, bo jakieś 15 minut spacerem od kancelarii, jednak po przejściu dwudziestu metrów doszłam do wniosku, że nie był to dobry pomysł. Marsz na dwunastocentymetrowych szpilkach to zabójstwo. No ale nic, przecież nie będę się wracać. Zacisnęłam zęby i ruszyłam dalej. Kiedy doszłam do domu, w duchu klęłam, na czym świat stoi i zaklinałam się, że już nigdy w życiu nie założę na nogi szpilek. Oczywiście takie deklaracje padały z moich ust średnio dwa razy dziennie. Nie czarujmy się jednak – moja miłość do obcasów była silniejsza niż ból nóg. Resztkami sił wdrapałam się na trzecie piętro i weszłam do mieszkania. Szybko pognałam do sypialni, żeby się przebrać i zdążyć coś zjeść przed wyjściem do kosmetyczki. Otworzyłam szafę. Zdecydowałam się na dżinsowe rurki oraz luźny bladoróżowy T-shirt, który niedbale opadał z mojego ramienia. Do tego białe trampki i beżowa ramoneska. W drodze powrotnej, zadowolona z efektów pracy moich drogich pań w salonie, wstąpiłam jeszcze na zakupy, by wyposażyć trochę lodówkę, bo w przeciwnym razie do jedzenia zostanie mi tylko światło…Rozpakowując zakupy, usłyszałam, że w salonie na kanapie dzwoni mi torebka. O tej porze jedyną osobą, która może do mnie dzwonić, jest Bartek. Kiedy wygrzebałam z niej telefon, spojrzałam na wyświetlacz. Faktycznie, nie pomyliłam się – to był on.– Halo, co tym razem? Czego nie umiesz napisać po polsku albo kto znowu chce przekupić twojego świadka?– Że co proszę? Czy ty właśnie podałaś w wątpliwość moje umiejętności posługiwania się poprawną, piękną polszczyzną? A tak w ogóle to może najpierw ładnie się przywitasz? Gdzie twoje maniery, pani mecenas?– Dobra, więc „ładnie się witam”, a teraz mów, o co biega, bo akurat rozpakowuję zakupy. – A kupiłaś lody albo wino? – jego uzależnienie od lodów da się zauważyć na każdym kroku.– Ej, gadaj, o co chodzi. Tak, kupiłam całe wiadro lodów dla ciebie.– Kocham cię!!! Tylko że znowu potem będę musiał wyciskać siódme poty na siłowni.– O, jakże mi przykro! Bartek, nie gadaj tyle, tylko mów, co się stało. – Matko, ile facet się nagada, zanim powie, o co mu chodzi.– Właśnie rozmawiałem z ojcem i uraczył mnie informacją, że dołącza do nas nowy wspólnik…– Co? A co się stało? – Zatkało mnie trochę. – Pan Antoni nie wspominał nic, że potrzebujemy kogoś jeszcze. Poza tym Gosia miała do nas dołączyć, jak Oliwia pójdzie do przedszkola od września.– Tak, taki był zamiar, ale Gocha trochę wypadła z obiegu po takiej długiej przerwie. Poza tym w domu z trójką dzieci ma co robić, a Robert ostatnio podchwycił jakieś zajebiste projekty, więc na kasę nie musi patrzeć i postanowiła, że na razie zostanie w domu.– O! Myślałam, że chce się już wyrwać z tych czterech ścian. Zawsze to powtarzała, jak przychodziła do kancelarii w „odwiedziny”. A zresztą to jej decyzja i nie moja sprawa. Lepiej mów, co to za typ.– Dawid Pokora. W sumie to tak trochę po znajomości dołącza do nas.– Po znajomości? – zdziwiłam się. Pan Antoni zawsze powtarzał, że nie toleruje obsadzania stanowisk w ten sposób.– No tak trochę… To jest syn przyjaciela taty. Kurde, nie znam gościa dobrze, wiem tylko tyle, że jest trochę starszy od nas. Wraca ze Stanów, gdzie był na kontrakcie. Specjalizuje się w prawie międzynarodowym, a do tego jest tłumaczem przysięgłym i ojciec stwierdził, że warto by było mieć kogoś takiego u siebie.– Hmm, no nic, zobaczymy, co to będzie za okaz. A tak odbiegając od tematu, jutro widzimy się na siłowni?– Jeszcze pytasz? Oczywiście, że tak. O formę na lato trzeba dbać, co nie?– Bartuś, o formę to się dba na lata, a nie na lato!!! – Tak, wiem, mamusiu, i też cię kocham! Dobra, idź pakować te zakupy, pogadamy jutro. A, czekaj… – zawołał, gdy chciałam już się rozłączyć. – Urodziny masz w sobotę. Twoi starsi przyjadą, czy ty jedziesz do nich?– Raczej ani jedno, ani drugie, bo umówiłam się, że na Dzień Matki zrobimy imprezę. Więc tak, zapraszam w sobotę.– No wiesz… – powiedział z udawanym fochem. – Tak tylko pytałem. Z troski.– Tak, wiem. Musiałabym znać cię od wczoraj. Byłam pewna, że tej okazji mi nie podarujesz – odparłam ze śmiechem. – Dobra, to życzę panu dobrej nocy i regeneruj się przed jutrzejszym treningiem. – Dobranoc, tobie też kolorowych. Pa!Po tych słowach rozłączył się, a ja wróciłam do kuchni, by dokończyć rozpakowywanie zakupów. Następnie zaparzyłam sobie herbatę i poszłam się wykąpać. W łazience jeszcze raz podziwiałam mój odświeżony kolor włosów, który znowu przypominał kolor płomieni – czyli taki, jak lubię. Rozdział 2Ten tydzień minął jak z bata strzelił. Do środy praktycznie non stop byłam jak nie w sądzie, to u klienta. Jak nie u klienta w siedzibie, to miałam z nim spotkanie na mieście. W kancelarii byłam właściwie gościem. Wpadałam tylko po to, by zabrać niezbędne dokumenty. Dodatkowo wszystko piętrzyło się przez długi weekend majowy. A ja chciałam załatwić jak najwięcej, by w czwartek mieć mniej do roboty i zorganizować małą imprezę w pracy z okazji moich urodzin, które wypadały w tym roku w sobotę. Kolejny tydzień zapowiadał się jeszcze bardziej pracowicie, więc wolałam zrobić to wcześniej, bo w czwartek wszyscy już żyli majówką, robili listy zakupów i biegali po sklepach w pogoni za karkówką na grilla. Z racji tego, że moja babcia zaszczepiła we mnie miłość do gotowania i pieczenia przygotowałam wszystko sama. Tym bardziej, że wiedziałam, jak moja ekipa kancelaryjna ceni sobie domowe jedzenie. A w związku z tym, że Zalewscy z dań głównych najbardziej lubili makowiec, upiekłam dwa rodzaje ciasta – dla pana Antoniego jego ulubione Rafaello z białą czekoladą, które jadł już chyba ze sto razy i za każdym razem nie mógł się go nachwalić, oraz zielonego Shreka z galaretką i delicjami dla dzieciaków Małgosi, która miała wpaść na poczęstunek – a także tradycyjny tort (taki, jaki zawsze robiła moja babcia). Nie powiem, urobiłam się konkretnie, ale wiedziałam, że było czwartek rano wstałam trochę wcześniej, by się wyszykować. Zrobiłam makijaż, a rudą plątaninę włosów przeobraziłam w luźne loki opadające na ramiona. Zadowolona z siebie pomaszerowałam do sypialni, żeby się ubrać. Na dzisiaj wybrałam czarną ołówkową sukienkę przed kolano, cytrynowy żakiet i oczywiście piękne cytrynowe szpilki. Patrząc na siebie w lustrze, miałam wrażenie, jakby czegoś mi brakowało. Po chwili namysłu wyjęłam ze szkatułki długi srebrny naszyjnik, który składał się z pięciu cienkich żyłek różnej długości. Do uszu wpięłam srebrne kolczyki w kształcie kulek i dopiero teraz byłam zadowolona z końcowego efektu. Z racji tego, że dzisiaj miałam tonę rzeczy do zniesienia do auta, w tym ciasta, nie ryzykowałam maratonu po schodach w szpilkach. Dlatego też na moment zmieniłam eleganckie obuwie na moje różowe, futerkowe kapcie i zaczęłam swoje tourne do auta i z powrotem. Na klatce spotkałam sąsiada. – Dzień dobry, panie Franku! – przywitałam się, ale po minie widziałam, że był trochę skołowany na widok moich „wyjściowych” butów, które nie do końca pasowały do całości.– Dzień dobry, Maju – odpowiedział. – Wychodzisz do pracy tak wcześnie?– Tak. Dzisiaj muszę być trochę wcześniej.– Wiesz, chyba trochę za bardzo się spieszysz – zagadnął niepewnie.– Dlaczego tak pan myśli? – zapytałam zaciekawiona jego reakcją.– Może i nie nadążam za tymi całymi, waszymi trendami i jestem starej daty, jak to mówi moja wnuczka, ale chyba te buty trochę nie pasują do ciebie – powiedział niepewnie, lekko zmieszany.– A, buty! – Roześmiałam się. – Spokojnie, panie Franku, zaraz je zmienię, proszę się nie martwić. To tylko chwilowy zamiennik, wygodniejszy od tych wyjściowych. Nie chciałam biegać po schodach i stukać obcasami, a musiałam dwa razy iść do samochodu. Właśnie pędzę zmienić buty i zabrać torebkę. Ale bardzo panu dziękuję za przywołanie do porządku. Kilka razy już zdarzyło mi się pędzić do auta w te słowa pan Franek zareagował tylko serdecznym uśmiechem i pomachał mi na do widzenia. Uroczy starszy pan! Spokojnie mógłby być moim przyszywanym dziadkiem – pomyślałam i popędziłam do mieszkania po resztę rzeczy, i oczywiście przebrać buty. Idąc do auta, zauważyłam w szybie swoje odbicie i zorientowałam się, że dzisiaj moja fura szczególnie do mnie pasuje. Cytrynowy Fiat 500 idealnie współgrał z moim ubiorem. A to ci dopiero – pomyślałam, wsiadając do środka, i ruszyłam w kierunku biurowca. Po dotarciu na miejsce wniosłam wszystko do kancelarii, następnie pięknie zastawiłam stół i włączyłam klimatyzację, by szlag nie trafił ciasta, nim zaczniemy je jeść. Potem poszłam do swojego gabinetu, aby trochę jeszcze popracować, zanim na całego zaczniemy świętować. Nie wiem, ile czasu minęło, kiedy znad laptopa oderwało mnie głośne pchnięcie drzwi i odśpiewane „Sto lat”. Byłam tak zaskoczona, że zaniemówiłam. Do gabinetu wmaszerowali pan Antoni z żoną Marią, Bartek i Gosia ze swoimi pociechami. Byli dla mnie jak rodzina. Państwo Zalewscy traktowali mnie jak swoją drugą córkę, Gosia zaś była dla mnie jak starsza siostra. Jej dzieciaki były kochane, a Bartek… Hmm, nie mogłabym powiedzieć, że był dla mnie jak brat, bo kiedyś próbowaliśmy coś trochę kręcić razem, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło i zostaliśmy przyjaciółmi. Jednak kiedyś, będąc już trochę wstawieni, na jednej z imprez studenckich przyrzekliśmy sobie, że jeśli żadne z nas do momentu ukończenia 35 lat nie weźmie ślubu, to się pobierzemy. Będzie to czysto praktyczny odśpiewaniu „urodzinowego hymnu” wszyscy stwierdzili, że będą przesądni i życzenia złożą mi telefonicznie w sobotę, jednak dzisiaj wręczą mi prezenty. Pan Antoni podał mi piękną orchideę, notabene w kolorze cytrynowym. Co za zrządzenie losu – tego pani Maria przekazała mi torebkę z „niewielkim” upominkiem. Ucieszyłam się jak mała dziewczynka i od razu go odpakowałam. W środku były dwa czarne pudełka – jedno kwadratowe, a drugie prostokątne. Jako pierwsze wyjęłam podłużne pudełko. Odwróciłam je i moim oczom ukazał się napis „PARKER”. Po otwarciu zobaczyłam piękny zestaw: bordowe pióro Parker z wygrawerowanym moim imieniem i nazwiskiem oraz identyczny długopis. Drugie pudełko zawierało śliczny złoty zegarek wysadzany kryształkami Swarovskiego na złotej bransolecie. Tak się wzruszyłam, że do oczu napłynęły mi łzy, a w gardle zacisnęła się kula. Widząc to, pan Antoni powiedział do żony:– A nie mówiłem ci, Marysiu, żeby nie kupować zegarka? – Następnie zwrócił się do mnie: – Majka, nie martw się, możemy go oddać i kupimy coś innego… – Wiedziałam, że żartuje, ale dalej stałam jak słup soli i nie mogłam wydusić z siebie słowa. Po chwili wszyscy wybuchnęli śmiechem, a ja płakałam i śmiałam się jednocześnie. Kiedy po policzkach popłynęły mi łzy szczęścia, Bartek nie omieszkał przywołać mnie do porządku.– Ej, nie becz, bo makijaż ci się zaraz rozmaże. – Po tej reprymendzie faktycznie wzięłam głęboki oddech i się ogarnęłam. Następnie wszystkim podziękowałam za prezenty i zaprosiłam do sali konferencyjnej na poczęstunek. Siedzieliśmy i gadaliśmy. Dzieciaki bawiły się w kącie w prawników – to chyba faktycznie jest u nich genetyczne. Z sielanki wyrwał nas dzwoniący telefon pana Antoniego. – Przepraszam was, moi drodzy, ale muszę odebrać. – Powiedziawszy to, wyszedł do swojego gabinetu.– Na nas już też chyba pora, dzieciaki? – odezwała się Małgosia. – Musimy jeszcze zrobić zakupy, bo jutro jedziemy do dziadków na majówkowego grilla.– Bartek, my też się już zbieramy, co? – powiedziała pani Maria. – Pomożemy Mai tu trochę uprzątnąć i pojedziemy. Ojciec ma mieć jeszcze jakieś spotkanie dzisiaj.– Dziękuję pani Mario, ale nie trzeba, dam sobie radę – powiedziałam. – Poczekajcie tylko chwileczkę, zapakuję wam resztę ciasta. Jutro do kawy będzie jak znalazł. – Chętnie, kochanie – odpowiedziała pani Maria z szerokim uśmiechem wdzięczności. – Jednak coś czuję, że jak Antoni wróci, to jutrzejszą kawę przełoży na dzisiaj. Jeśli chodzi o jedzenie, to zawsze mówi, że to, co masz zjeść jutro, zjedz dzisiaj. Bo nie wiadomo, czy jutra dożyjesz, a szkoda, by się zmarnowały takie pyszności. – Po tych słowach wszyscy jednocześnie wybuchnęliśmy śmiechem.– Mamo, gdyby tata to usłyszał, znowu przez tydzień zawracałby mi głowę, że jutro idzie biegać, i czy idę z nim. Więc bardzo cię proszę, mów ciszej.– Oj, Bartek, wszyscy dobrze wiemy, że ulubionym sportem ojca jest piłka nożna, ale oglądana z kanapy, z paczką ciastek na kolanach i kubkiem gorącego mleka w dłoni. Zatem nie gadaj tyle, tylko pomóż nam zbierać ze wszyscy dostali swoje pakunki i pożegnali się, zebrałam najpotrzebniejsze rzeczy i też wyszłam z kancelarii. Zbliżając się do parkingu, zobaczyłam, że moja 500-tka ma zablokowany wyjazd przez jakiegoś kosmicznego mercedesa. Kurwa mać. Co za palant tak zaparkował? Myśli, że jak ma mercedesa, to wolno mu parkować wszędzie – warczałam do siebie. Zaczęłam się rozglądać czy przypadkiem nie widać gdzieś zacnego właściciela auta blokującego moje. W pobliżu jednak nie było żywej duszy. Po dziesięciu minutach wystawania przy aucie niczym kołek, rozbolały mnie już nogi, więc wsiadłam do samochodu. Jedyne, co mi pozostało, to czekać, aż jaśnie pan wróci i odjedzie swoją zabaweczką. Przesiedziałam w aucie półtorej godziny, przejrzałam już chyba pół Internetu. Przeczytałam kilka wyroków sądowych. Po tym czasie zauważyłam, że w kierunku auta idzie jakiś facet. Byłam tak wkurzona, że aż mnie nosiło – tyle czasu zmarnować przez to, że jakiemuś dupkowi nie chciało się przejść kilku kroków więcej z tyłu parkingu. Napuszona niczym lew wysiadłam i poczekałam, aż typek podejdzie bliżej. – Witam, nie wiem, gdzie robił pan prawo jazdy, ale musiała to być jakaś licha szkółka, skoro tak nauczyli pana parkować – wypaliłam.– Dzień dobry, nie wiem, gdzie panią uczyli jeździć, ale stojąc na pani miejscu, spokojnie wyjechałbym autobusem z zamkniętymi oczami – odpowiedział bezczelnie.– Nie dość, że zrobił pan źle, to jest pan jeszcze bezczelny.– Ja jestem bezczelny pani zdaniem? Przepraszam najmocniej, ale to nie ja naskoczyłem na panią bez powodu. Jednak skoro tak pani uważa, nie będę pani wyprowadzał na siłę z błędu. Proszę jedynie uzbroić się w cierpliwość i za sekundę będzie pani mogła wyjechać swoim czołgiem. Żegnam i życzę miłego dnia. – Po tych słowach posłał mi szeroki uśmiech i wsiadł do auta, odpalił silnik, a następnie ruszył z piskiem opon, machając do mnie niczym królowa angielska. – Bezczelny, niewychowany dupek! – zawołałam głośno. Wsiadłam do samochodu i pojechałam do 3 Ja pierdolę, co się dzieje?! Wyskoczyłam z łóżka na równe nogi. Ktoś dobijał się do drzwi mieszkania. Ale tak, jakby stado słoni próbowało je staranować. W pierwszym momencie pomyślałam, że się pali, lecz zaraz oprzytomniałam. Przecież mam czujniki dymu, nic nie wyje, więc to nie pożar. Odczekałam chwilę, lecz walenie w drzwi nie ustawało, więc złapałam szlafrok i pospiesznie poszłam sprawdzić, co się dzieje. Kiedy otworzyłam drzwi, stał przede mną ogromny bukiet różowych róż, który na dodatek śpiewał „Sto lat”. Stałam z otwartymi ustami, nie mogąc się ruszyć z zaskoczenia. Po chwili zza bukietu wyłonił się Bartek, rzucając się na mnie z uściskami i całusami oraz potokiem życzeń. – Wszystkiego najlepszego, dużo zdrowia, szczęścia, pomyślności, samych dochodowych spraw, przychylnych sędziów i adwokatów fajtłap po drugiej stronie oraz fury pieniędzy.– Dzięki, Bartek – Kiedy doszłam do siebie, podziękowałam za życzenia i wciągnęłam go za rękaw do mieszkania. – Kurwa, nie rób tak więcej! Wiesz, która jest godzina? Mało zawału nie dostałam. Myślałam, że się pali.– No właśnie bardzo dobrze wiem, która jest godzina. I data, co ważniejsze. Jest drugi maja, godzina 0:08. A co do pożaru, to przecież masz czujniki dymu, trąbo. – Ha, ha, ha, bardzo śmieszne. Podziękuj tym różom, bo tylko za ich sprawą nie popełniłam przestępstwa z art. 148 Kodeksu karnego! – powiedziałam, zabierając bukiet od Bartka.– No wiesz co! To człowiek jedzie przez pół miasta, wyśpiewuje pod drzwiami, a w podzięce jest szantażowany. Nie wiem, gdzie byłaś, jak profesor Pierchała miał wykład na temat szantażu.– Wypchaj się! Jeszcze słowo, a uwierz mi, że jak kopnę cię w dupę, to zmienisz galaktykę.– Dobra, koniec. „Pierdolenie o Chopinie”. Domyślam się, że szampana w lodówce brak? – zagadnął, otwierając ją.– A byś się zdziwił – odpowiedziałam. – Co prawda, obstawiałam, że się pojawisz, ale dopiero koło południa. – Wskazałam palcem na górną półkę lodówki.– O, w mordę! Nie wierzę! Moët & Chandon Rose Imperial razy dwa! – przeczytał, wyciągając butelki. – No co? Jak nie chcesz, to mam jeszcze musujące Martini.– Nie ma mowy! – powiedział, maszerując do salonu. – Dobra, mało ważne, bierz kieliszki i idziemy świętować.– Ej, myślałam, że świętować będziemy jutro – zawołałam.– Chciałem ci powiedzieć, moja droga, że jutro to już będzie po twoich urodzinach – odkrzyknął, majstrując przy opakowaniu korka butelki. – Chyba starość ci się udziela. Jutro będzie już trzeci maja, a o ile dobrze kojarzę, to urodziny masz drugiego.– Fakt! Wygrałeś, nie pomyślałam! – odparłam zaskoczona. Bartek świetnie potrafił łapać za opróżnieniu jednej butelki Moëta zgodnie stwierdziliśmy, że drugą zostawimy na popołudniowe świętowanie, a przed snem dopijemy jeszcze Martini. Po dwóch butelkach trochę szumiało nam w głowach, jednak nastroje dopisywały wyśmienicie. Gadaliśmy, śmialiśmy się i wspominaliśmy dawne dzieje do 4:00 nad ranem. Kiedy się obudziłam, nie do końca wiedziałam, co się stało, ale po chwili przypomniał mi się recital Bartka pod moimi drzwiami. – Cześć! – Usłyszałam. – Nie chciałem cię budzić, ale zrobiłem ci urodzinowe śniadanie. Więc bądź tak łaskawa i zbieraj swoje zwłoki do łazienki. Ogarnij się trochę, by wyglądać, jak na solenizantkę przystało.– A co ty tu robisz? – zapytałam, siadając na łóżku trochę skołowana. – Myślałam, że poszedłeś do domu. Kurde, Bartek, nie byłam tak nawalona, żeby nic nie pamiętać, co?– Proszę cię! Po szampanie chciałabyś być nawalona? Chyba faktycznie starość cię dopada – odpowiedział wesoło.– Ej, ale byliśmy na kanapie… Chyba… – Po tych słowach Bartek tak ryknął śmiechem, że aż podskoczyłam.– Ja cię bardzo proszę, Maja, ale chciałbym dożyć tego tortu lodowego, który masz w zamrażarce. A mało to razy zanosiłem cię do łóżka, kiedy na siłę ryłaś do egzaminów? Jeśli nie przestaniesz pierdolić, to faktycznie pomyślę, że masz demencję starczą. Ile razy spaliśmy w jednym łóżku? Maja, te czasy szczeniackie już nam obu minęły. A umowa jest jasna: zdrowa relacja i nic po pijaku. Więc możesz być spokojna. Dobra, zbieraj się… – Popatrzyłam na niego i, kwitując, pokazałam mu język, na co w odpowiedzi dostałam ścierką kuchenną, którą trzymał w posłałam łóżko i faktycznie poszłam się ogarnąć. Było mi trochę głupio po mojej reakcji. Biorąc jednak pod uwagę to, że w przeszłości zdarzało się nam trochę „napsocić”, sama siebie usprawiedliwiałam w duchu, że mogłam tak zareagować. Wiedziałam też, że Bartek się nie obrazi, bo obecnie, mimo naszych wybryków z młodości, byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. W łazience szybko wzięłam prysznic, zrobiłam delikatny makijaż, włosy spięłam w kucyk i poszłam do mojej minigarderoby. Nie do końca wiedziałam, w co chcę się dzisiaj ubrać. Ostatecznie postawiłam na swobodę. Założyłam czarne legginsy i luźną bluzkę w jaskrawo różowym kolorze. Po wejściu do kuchni zamurowało mnie. To, co zobaczyłam, sprawiło, że straciłam zdolność mówienia. Stałam z otwartymi ustami i wytrzeszczonymi oczami. – Wszystkiego najlepszego jeszcze raz! – zawołał Bartek. – Chciałem, żebyś nie czuła się staro, dlatego pomyślałem, że śniadanie w takim stylu będzie kuchni było mnóstwo białych i różowych balonów. Na stole w wazonie stały róże, które dostałam w nocy, a obok nich czekało śniadanie podane niczym w hotelach. Do wyboru były świeże bułki, maślane rogale, gofry, dżem, serek, wędlina oraz sałatka caprese. Do tego jeszcze mój ukochany serek wiejski i jajko na miękko. W kubkach parowała gorąca kawa z mlekiem, której aromat, połączony z zapachem świeżego pieczywa i pomidorów, wypełniał całą kuchnię. Obok stołu stał, szczerząc się do mnie, dumny jak paw Bartek. Widział, że dosłownie wywaliło mnie z butów. – Zapraszam do stołu solenizantkę – powiedział. – Chyba nie będziesz tak sterczeć w progu i się przyglądać. Nie po to zrywałem się o świcie do piekarni, żebyś teraz się na to gapiła. Siadaj i jemy, bo ja umieram już z głodu.– Bartek, ale kiedy… – Zaczęłam coś tam mamrotać, powoli przyzwyczajając się do tego niecodziennego widoku.– O matko, kiedy?! No jak spałaś. Przecież nie wczoraj – odparł i teatralnie przewrócił oczami.– Ja nie wiem, co mam powiedzieć… – Urwałam.– Wystarczy: „Bartek, dziękuję ci bardzo, jesteś najcudowniejszym facetem na świecie” – odpowiedział niedbale.– Wiesz, pierwszy raz muszę ci przytaknąć… – Powoli wracając do siebie, zmrużyłam oczy i z lekką nutką sarkazmu dodałam: – Bartek, bardzo dziękuję, jesteś najcudowniejszym facetem na świecie. – Po tych słowach zasiadłam do stołu. Podczas śniadania gadaliśmy o pierdołach, żartowaliśmy, a ja czułam się tak szczęśliwa jak mała dziewczynka w dniu swoich wyczekiwanych urodzin. Bartek faktycznie był cudownym przyjacielem. Po śniadaniu uprzątnęliśmy ze stołu i omówiliśmy plan dzisiejszego dnia. Ustaliliśmy, że teraz każde wraca do swoich zadań i spotykamy się o 16:00 na drugą część imprezy. W ciągu dnia odebrałam telefony z życzeniami od rodziców, reszty rodziny i przyjaciół, ale jakoś nie mogłam doczekać się popołudnia. Faktycznie cieszyłam się jak dziecko na swoje przyjęcie urodzinowe. O 16:00 zjawił się Bartek ubrany w przetarte dżinsy, biały T-shirt i ciemną marynarkę. Na nogach miał białe trampki. Niczym nie przypominał prawnika, którym był na co dzień. Choć w sumie jak się zastanowię, to w kancelarii też nie przypominał prawnika. Roztrzepany, wesoły gaduła, którego było zawsze wszędzie pełno.– Jasna cholera, ale pachnie. Co dobrego dla nas robisz? – zapytał, unosząc głowę do góry i wąchając niczym pies czujący coś dobrego do jedzenia, a następnie skierował się do kuchni.– Kurczaka w sosie żurawinowym, pieczone ziemniaki i sałatkę z serem camembert. A na deser twój ulubiony tort lodowy. Może być?– Maja… Kocham cię! Naprawdę cię kocham. Wyjdź za mnie – powiedział i oboje wybuchnęliśmy śmiechem.– Dobra, nakryj do stołu, a ja skończę szykować i świętujmy. – Podałam mu talerze i jedząc i popijając drugą butelkę Moëta i gadaliśmy o różnych rzeczach istotnych i o błahostkach. Nieskromnie muszę powiedzieć, że jedzonko wyszło mi całkiem dobre.– Maja, tak mnie naszła teraz taka chwila zadumy, wiesz? – rzekł nagle Bartek. – Tak sobie pomyślałem, że mamy po 30 lat, i co takiego w naszym życiu się wydarzyło? Co ty możesz powiedzieć o swoim?– Hmm… W sumie to nie zastanawiałam się nad tym. Szczerze mówiąc, praca tak mnie pochłania, że jakoś zapomniałam, że jest jeszcze druga strona życia – powiedziałam, wpadając w nastrój zadumy, jaki stworzył Bartek.– Czego zawsze chciałaś tak w głębi duszy, o czym marzyłaś? – zapytał, wbijając wzrok w kieliszek, którym się bawił.– Właściwie to od dziecka marzyłam, żeby zostać prawnikiem. Moim rodzicom nie do końca podobała się ta wizja i początkowo próbowali mi wyperswadować ten pomysł z głowy. Mama chciała, bym poszła w jej ślady i dołączyła do grona skrupulatnych księgowych. Ale ja ciągle się upierałam i powtarzałam, że nie będę sfiksowaną księgową, która o trzeciej w nocy wstaje, bo przypomniało jej się, gdzie może być ta różnica jednego grosza w bilansie. Tacie raczej obojętne było to, co będę robić, byle bym nie tańczyła na rurze w night clubie i skończyła jakąś „mądrą” szkołę. Więc się zaparłam i powoli zmierzałam do celu. Pamiętam, że wieczorami, zanim zasnęłam, zawsze wyobrażałam sobie siebie w todze na sali sądowej, jak wygłaszam mowę, jak zadaję pytania świadkom. Wiesz, to było aż nieprawdopodobne, bo czasami nawet czułam zapach sądu… – Urwałam. – To głupie, wiem…– Nie, to nie jest głupie. Popatrz, Maja, osiągnęłaś to, co chciałaś. Jesteś prawnikiem, i to doskonałym. Ojciec często powtarza, jaki jest zadowolony z twojej pracy. Więc chyba swoje marzenia spełniłaś…– Może i masz rację, ale marzyłam jeszcze o jednym…– O? – zapytał Bartek, patrząc na mnie z uniesionymi brwiami.– Nie. Daj spokój, zmieńmy temat – powiedziałam, kręcąc głową. – Nie będę się rozwodzić nad tym, czego nie mam, i na co też nie mam wpływu.– No dawaj. Mów. Pomyśl, że może w wieczór swoich trzydziestych urodzin przyciągniesz do siebie to, o czym marzysz.– Taaa! Na pewno… Bartek, takie rzeczy się nie dzieją. Proszę cię! – powiedziałam lekkim, kpiącym tonem. – Coś ty się naoglądał jakichś programów o mocach nadprzyrodzonych?– Nie, ale czytałem ostatnio ciekawą książkę. Pożyczę ci, jak chcesz. Ale teraz mów! – rozkazał. Nie chcąc się sprzeczać i rozpoczynać wojny na słowa, zaczęłam swój wywód.– No więc… Moim drugim największym marzeniem, które, jak widzisz, się nie spełniło i raczej nie ma na to widoków, było życie u boku kochającego, przystojnego, romantycznego, wesołego, ale i odpowiedzialnego faceta. Sprawy typu bajkowy ślub, biała suknia księżniczki i weselisko z setką gości to sprawa oczywista, więc nie mówię już o tym. No ale jak sam widzisz, nam pisane wspólne życie nie jest, a pozostali faceci, którzy się przewinęli w mojej przeszłości, albo byli przystojnymi dupkami, albo niezaradnymi życiowo fajtłapami. – A możesz opisać swojego… „Księcia z bajki”?– Bartek, przestań, też gadasz jak taka dupa. Ogarnij się, chłopie. Masz jakiś gorszy dzień czy jak? – Obruszyłam się trochę. Jednak on nie dawał za wygraną, a mi klimat coraz bardziej się udzielał.– Gadaj, bo teraz dopiero jestem ciekaw – powiedział, zacierając ręce i, wiercąc się na krześle, przybliżył się tak, jakbym miała mu wyjawić jakiś ściśle tajny sekret.– Boże, widzisz i nie grzmisz! – odparłam z głośnym westchnieniem i przewróciłam chwilę nic nie mówiłam, tylko wpatrywałam się niewidzącym wzrokiem w przestrzeń ponad głową Bartka. Po chwili ciszy wróciłam do swojego monologu.– Jak mogłabym opisać faceta z moich marzeń? Chyba tak, jak większość kobiet… Wysoki, dobrze zbudowany, krótkie, ciemne włosy, ułożone w takim, wiesz, „artystycznym nieładzie”, niebieskooki, ogólnie zadbany. To tyle jeśli chodzi o wygląd. A cechy charakteru… Przede wszystkim musi być uczciwy i szczery wobec mnie, chciałabym żeby miał taką duszę romantyka. Ale tak subtelnie, bo jakieś mizianie nie wchodzi w grę, nie cierpię tego. No nie wiem, co jeszcze mam powiedzieć. – Zamyśliłam się przez chwilę. – O, wiem. To, czego między nami nigdy nie było… Chciałabym, żeby był trochę o mnie zazdrosny. Nie mówię o chorobliwej zazdrości i zaborczości, ale tak, żebym widziała, że mu zależy, rozumiesz. Nie miałabym nic przeciwko, jakby też był wysportowany i raczej ustatkowany oraz ułożony. Wiesz, o co mi chodzi… Nie umiem tego inaczej powiedzieć. Chciałabym widzieć, że umiał o siebie zadbać, dzięki czemu będę pewna, że zadba też o nas i naszą rodzinę. Tyle… – skwitowałam i wzruszyłam ramionami. – Ale tacy faceci chyba nie istnieją, więc… – urwałam i rozłożyłam ręce, wydymając dolną wargę jak mała dziewczynka obrażona na mamę, bo nie kupiła jej siedział i gapił się na mnie, jakbym opowiedziała mu jakąś nieprawdopodobną historię o duchach. Chyba potrzebował chwili, by wrócić na ziemię.– Maja, znam cię tyle lat… – zaczął mówić, po czym na chwilę zamilkł i się zamyślił. – Wiem, co lubisz robić, jeść, co czytasz, wiem nawet, kiedy masz okres i jakich tamponów używasz, ale od tej strony cię nie znałem.– No widzisz. Teraz już wiesz o mnie chyba wszystko, wzdłuż i wszerz, łącznie z moimi erotycznymi upodobaniami… – powiedziałam i się roześmialiśmy, co spowodowało, że ta dziwna atmosfera gdzieś się rozpłynęła. Resztę wieczoru przesiedzieliśmy, oglądając filmy i dalej gadając o bzdurach. W międzyczasie Bartek wpadł na pomysł przypomnienia sobie naszych studenckich imprez i poleciał do sklepu naprzeciwko. Zupełnie nie wiedziałam, co ma na myśli, mówiąc o „naszych studenckich imprezach”. Zrozumiałam, o co mu chodziło, dopiero gdy wparował do mieszkania, niosąc cztery butelki wina musującego, powszechnie zwanego szampanem. Popijając wytrawne Dorato, siedzieliśmy znowu prawie do 4W poniedziałek z samego rana miałam umówione dwa spotkania. No może nie z samego, bo pierwsze o godzinie 9:00, a następne o 10:00. Do kancelarii nie musiałam jechać, bo miałam wszystkie potrzebne dokumenty ze sobą. Jednak jakoś dzisiaj nie mogłam spać. Nie wiem, dlaczego, ale raczej czuwałam w nocy, niż spałam. Byłam zdenerwowana, czułam się jak przed ważnym egzaminem. Nie wiedziałam, skąd to uczucie, ponieważ miały to być spotkania z klientami, z którymi raczej dobrze mi się współpracuje, dodatkowo nie były też to sprawy „życia lub śmierci” – raczej dotyczyły porad w zakresie codziennej działalności klientów. Nie chcąc dłużej przewracać się w łóżku z boku na bok, postanowiłam wstać i się wyszykować. Może to poprawi moje wewnętrzne samopoczucie. Po godzinie byłam gotowa. Dzisiaj zdecydowałam się na delikatny makijaż. Moją czuprynę zamieniłam przy pomocy prostownicy w piękne, ogniste fale. Miałam jedynie dylemat ze strojem – jakoś nie mogłam się zdecydować, co ubrać. W końcu, po przekopaniu połowy garderoby, zdecydowałam się na czerwone spodnie cygaretki, białą, zwiewną, delikatnie prześwitującą bluzkę oraz czarną marynarkę. Do tego założyłam długie, proste, srebrne kolczyki – każdy z nich składał się z pięciu cieniutkich nitek srebra różnej długości zakończonych srebrną kuleczką. Całości dopełniły moje najcenniejsze, czarne, lakierkowe szpilki Louboutin na niebotycznie wysokich obcasach i czarna torebka. Spojrzałam w lustro i stwierdziłam, że warto było wstać szybciej zamiast gramolić się w łóżku. Następnie poszłam do kuchni, zrobiłam sobie filiżankę kawy z chudym mlekiem i spakowałam potrzebne rzeczy. O godzinie 8:30 byłam gotowa do wyjścia. Pierwsze spotkanie minęło mi z prędkością światła. Może to dlatego, że Robert z Klarą byli świetnymi ludźmi. Bardzo lubię z nimi pracować i świadczyć im usługi doradcze. Drugie spotkanie dotyczyło sprawy, toczącej się w sądzie pracy. Jednak tu też raczej wygraną mieliśmy w kieszeni, dlatego należało tylko omówić pozostałe kwestie przed rozprawą, która miała odbyć się w nadchodzący czwartek. O 10:00 dostałam SMS-a od Marty, właścicielki firmy, że przedłużyło się jej spotkanie i spóźni się 15 minut. W związku z tym miałam wolny kwadrans. Postanowiłam zadzwonić do Bartka i zapytać, czy mam coś w drodze powrotnej jeszcze załatwić.– Czołem! Co jest? Pali się, czy jak? – Usłyszałam po czwartym sygnale, w momencie gdy miałam się już rozłączyć.– A ty już żyjesz? Myślałam, że jeszcze śpisz – odpowiedziałam. – Słuchaj, za jakieś półtorej godziny będę w kancelarii, potrzebujemy czegoś?– Czekaj, niech się zastanowię… – słyszałam w słuchawce, że coś przekopuje.– Co ty tam robisz? Norę ryjesz? – zapytałam, słysząc hałas szurającego krzesła i szelest szuflad.– Bawię się w chowanego i szukam kryjówki – rzucił żartobliwie. – Majuś, a będziesz przechodzić koło jakiegoś spożywczaka? – zapytał.– Raczej nie, ale mogę wstąpić. A czego brakuje? Przecież ostatnio zrobiliśmy zapasy.– Tak, wiem, ale nasz ekspres do kawy znowu szlag trafił.– Co? Przecież dopiero co odebraliśmy go z naprawy – powiedziałam z lekką irytacją. – Co tym razem się spierdoliło?– No właśnie zaraz ci powiem, bo mam jeszcze jedną prośbę… – zaczął jakimś takim dziwnym tonem.– Noo? Mów, co jest? – zapytałam ze zniecierpliwieniem, bo czułam, że zaczyna kręcić.– Kurwa, Maja, tylko jak zaczniesz się ze mnie nabijać, to jak Boga kocham, zamorduję cię.– Bartek, na litość boską, kończy mi się już cierpliwość. Mów, co trzeba – powiedziałam ostro, bo już naprawdę zaczynałam się denerwować.– A mogłabyś wstąpić do jakiegoś odzieżowego? – rzucił szybko.– Co? A po co do odzieżowego? Bartek, robisz mnie w konia? Do jasnej cholery, mów jaśniej, co się stało.– Nasz zajebisty ekspres do kawy miał zrobić filiżankę kawy, a zrobił jej wiadro, na dodatek lejąc ją we wszystkie strony. Jestem cały mokry, jakbym się zlał w gacie… – powiedział zirytowany.– Co? – Parsknęłam śmiechem.– Jajco! – odpowiedział mi sucho. – Możesz wyświadczyć mi tę przysługę i kupić po drodze jakieś spodnie i koszulę w sklepie odzieżowym, a w spożywczym kawę rozpuszczalną oraz ręczniki kuchenne? Bo niestety wszystkie zużyłem na wytarcie siebie i kuchni.– No dobra – zgodziłam się, starając się ze wszystkich sił opanować śmiech. – Tylko koszula i spodnie? Czy majty też? – zapytałam, ponownie parskając śmiechem.– Nie, majtki mam suche, wiesz!? – warknął w odpowiedzi. – Wiedziałem, że tak będzie. – Oj, dobra, już. Już się nie śmieję. – Ze wszystkich sił próbowałam się opanować. – A do jakiego sklepu mam wejść? Chcesz coś szczególnego?– Kurwa, Maja, wejdź gdzie chcesz, Reserved, Hilfiger, Pepco, cokolwiek. Nawet ciuchy z Lidla mogą być, byle byś mi kupiła jakieś suche rzeczy, bo o 12:30 mam spotkanie.– Dobra, naprzeciw mnie jest Strellson, to wejdę tam. Może być? – zapytałam, rozglądając się po okolicy wokół kawiarni.– Może być. Tylko kup mi coś takiego, żebym nie był odpierdolony jak stróż w Boże Ciało.– Czyżbyś kwestionował mój gust, Bartoszu? Zawsze możesz te rzeczy kupić sobie sam – powiedziałam z przekąsem.– Maja, nie wkurwiaj mnie jeszcze bardziej, i tak już mam podniesione ciśnienie – warknął. – Możesz mi chociaż tyle pomóc?– Dobra, już przestań się denerwować. Kupię ci coś ciekawego do przebrania. Kawę i ręczniki też. – Mówiąc to, zauważyłam, że do kawiarni wchodzi Marta. – Dobra, Bartek, muszę kończyć. Będę się spieszyć. – Po tych słowach się z Martą, tak jak przypuszczałam, było tylko formalnością i dogadaniem szczegółów. Po spotkaniu poleciałam do Strellsona po ciuchy dla Bartka. Oczywiście rozmiar znałam, jakżeby inaczej. Kupiłam ciemnogranatowe spodnie i bladoniebieską koszulę oraz skórzany pasek, który zauważyłam, kiedy czekałam przy kasie, jak pani kasowała ubrania. Wychodząc na ulicę, rozejrzałam się, czy w pobliżu nie ma jakiegoś spożywczego sklepiku. Nie chciałam tracić czasu na jeżdżenie do Lidla czy Biedronki. Miałam szczęście – za rogiem były jakieś małe delikatesy, więc czym prędzej pognałam w tamtą stronę. Udało mi się kupić wszystko. Na poprawę humoru kupiłam Bartkowi dwa ogromne pączki z budyniem, które na parking, rozejrzałam się za jakimś wolnym miejscem dla mojego autka. Przeczesując wzrokiem kolejne sektory, spostrzegłam dwa wolne miejsca. Jedno było superciasne, jednak zauważyłam, że obok stoi zaparkowany ten sam kosmiczny mercedes, który ostatnio zablokował mi wyjazd. W tym momencie wpadłam na złośliwy pomysł. Wiedziałam, że jeśli wcisnę się na to miejsce obok, to ten zarozumiały dupek będzie miał niezły problem, żeby wsiąść do środka. A co mi szkodzi – pomyślałam. Dzisiaj się odkuję. Szkoda, że nie będę mogła zobaczyć jego miny, jak będzie chciał wsiąść do swojej zabaweczki – stwierdziłam z lekkim rozczarowaniem i powoli rozpoczęłam manewr parkowania tyłem. Starałam się podjechać tak blisko, żeby maksymalnie zablokować mu wejście do auta. A z racji tego, że z drugiej strony samochód też stał dość blisko, cwaniaczek będzie musiał wejść do środka przez bagażnik. Kiedy zaparkowałam idealnie tak, jak chciałam, wyłączyłam silnik i pozbierałam wszystkie swoje rzeczy oraz zakupy dla Bartka. Kurczę, aż tyle tego? – Zdziwiłam się. Powoli wysiadłam. Zamykając drzwi, zauważyłam, że – nie wiadomo skąd – pojawił się Pan Cwaniaczek. Udając, że go nie dostrzegam, zbierałam swoje rzeczy. Potem ruszyłam przed siebie.– Dzień dobry. Ostatnio kwestionowała pani moje umiejętności parkowania. A jak pani dzisiaj zaparkowała? Zablokowała mi pani wejście do samochodu. Może pani odjechać swoją miniaturką?– Ojej, naprawdę nie wsiądzie pan? – odpowiedziałam z udawanym przejęciem. – Stojąc na pana miejscu, wsiadłabym do samochodu w zaawansowanej ciąży, bez problemu. Tak więc pan bez ciążowego brzucha spokojnie sobie poradzi. A ja, niestety, bardzo się spieszę i nie mam tyle czasu, by na nowo wsiadać do samochodu. Tak więc żegnam. – Uśmiechnęłam się tak słodko i złośliwie, jak mogłam najbardziej i ruszyłam przed siebie. Chyba zgasiłam typa, bo zanim zdążył zareagować, ja już byłam w biurowcu. Zadowolona z siebie weszłam do kancelarii. W środku było tak cicho, jakby nikogo nie było.– Dzień dobry! – zawołałam. – Bartek, jesteś? – dodałam, nie słysząc żadnej reakcji.– Jestem u siebie. Wchodź. – Usłyszałam po chwili głos Bartka dochodzący zza zamkniętych drzwi jego gabinetu. – Tylko, Maja, ostrzegam cię, jeśli palniesz coś, to nie ręczę za siebie.– Oj, Bartek, daj już spokój! – powiedziałam, otwierając drzwi do jego biura. Bartek siedział za biurkiem na fotelu skierowanym tyłem do wejścia. Kiedy zamknęłam drzwi, odwrócił się, wstając z niego. Na widok jego stroju niestety nie udało mi się zapanować nad reakcją i ryknęłam śmiechem. Ubrany był w czarne bokserki, skarpetki oraz czarne wizytowe buty. Zanosząc się śmiechem, podałam mu torbę z ubraniami.– Dzięki! – powiedział, wyrywając mi torbę z ręki. – Zobaczmy, co kupiłaś. – Widząc grzebiącego w torbie Bartka, śmiałam się jeszcze bardziej. Czułam, że boli mnie już brzuch, ale widok przede mną nie pozwalał mi się uspokoić.– Masz szczęście! – warknął, ubierając się. – O nie, jaka ta koszula jest wygnieciona. Dobra, chuj, lepsze to niż mokra plama z kawy.– Daj, w szafie mamy żelazko, wyprasuję ci ją szybko. – zaproponowałam, zabierając koszulę. – Zaraz ponownie zamienisz się z ekshibicjonisty w poważnego prawnika.– Maja, jeszcze słowo, a kopnę cię w tę twoją chudą dupę. Obiecuję.– No tak, wdzięczność pierwsza klasa. Nie ma co! – odpowiedziałam i, udając obrażoną, poszłam wyprasować koszulę. Wracając, wzięłam kupione słodkości. – Masz. – Podałam mu jednocześnie koszulę i talerzyk, na którym uśmiechały się dwa rumiane, gigantyczne pączki. – To na osłodę i poprawę humoru. Są z budyniem, tak jak lubisz – dodałam.– Dzięki, ale po dzisiejszej akcji, to nawet pączków mi się nie chce.– Oj, daj już spokój! – powiedziałam. – Zaraz zrobię kawę i chwilę możemy się odmóżdżyć.– Tylko nie używaj ekspresu, jak nie planujesz dzisiaj kupować nowych ciuchów – odparł uszczypliwym tonem i sam parsknął w końcu do kuchni i wstawiłam wodę na kawę, jednak ten ekspres nie dawał mi spokoju. Hmm, zobaczmy, co jest grane – pomyślałam i podstawiłam miskę w miejsce filiżanki. Wybrałam z menu dużą kawę z mlekiem i przycisnęłam odpowiedni guzik. Ku mojemu zdziwieniu, ekspres poburczał chwilę i normalnie nalał kawy do miski. A to dziwne… Spróbuję jeszcze raz, ale do kubka. Najwyżej… – powiedziałam półgłosem do siebie. Ponownie wybrałam dużą kawę z mlekiem, podstawiłam kubek i wcisnęłam odpowiedni guzik. Znowu burczenie i następnie do kubka zaczęła się lać kawa, potem mleko. Co jest? Przecież działa bez zarzutu – stwierdziłam i jeszcze raz powtórzyłam czynność. Trzeci raz to samo – kawa zrobiona bez problemu. Wzruszyłam tylko ramionami, wzięłam kubki z kawą i poszłam do gabinetu Bartka. – Proszę – powiedziałam, stawiając kawę na biurku. – Kawa z ekspresu, mój drogi.– Jak z ekspresu? Co ty gadasz? – zapytał z szeroko otwartymi oczami. – Przecież sam miałem możliwość się przekonać, że nie działa.– No mówię ci, że zrobiłam kawę z ekspresu. Chciałam spróbować, co jest nie tak, i proszę… – Wskazałam na nasze kubki. – Mamy pyszną kawę z mlekiem, z ekspresu. Nie wiem, co mu odwaliło rano. W każdym razie działa, trzy razy pod rząd zrobiłam kawę, bez problemu.– Dobra, nie będę się zamartwiał ekspresem. Jak coś, to poproszę ciebie o kawę. Może mnie nasz ekspres nie lubi – stwierdził i wyciągnął ręce w geście chwilę o niczym. Potem zeszliśmy na tematy służbowe, bo prawdopodobnie wspólnie poprowadzimy pewną sprawę większego kalibru. Z samego początku wydawała się prostą sprawą rozwodową, jednak małżonkowie, idąc na noże, zaczęli wyciągać różne smrody. Tak więc ostatecznie Bartek poprosił mnie o wsparcie. – A widzisz, Maja, miałaś już okazję poznać Dawida? – zapytał. – Był już u ojca dwa razy, ale ja niestety nie trafiłem na niego ani razu.– Nie. Nie spotkałam tu nikogo. Pan Antoni w sumie ostatnio non stop siedzi zamknięty u siebie w gabinecie – powiedziałam, zastanawiając się.– Z tego, co wiem, to wspólnie z Dawidem załatwiają już jakąś sprawę oraz omawiają warunki współpracy.– A wiadomo już, od kiedy ma do nas dołączyć na stałe? – zapytałam. – Bo zastanawiam się, gdzie będzie jego gabinet.– Z tego, co słyszałem, zajmie gabinet po Małgosi, więc będziesz miała nowego bliskiego sąsiada.– Co? Nie gadaj! A nie możesz się ty zamienić? Kurde, obcy typ za szklanymi drzwiami? Bartek, zamień się. – Nie ma takiej opcji, nie oddam mojego gabinetu – powiedział, kładąc się na biurku i chwytając się go kurczowo.– Oj, Bartek, nie bądź jak dziecko. To zamień się ze mną. – zaproponowałam.– Powiedziałem, nie ma mowy. Sama nie bądź jak dziecko. Chyba się nie boisz nowego kolegi. – Puknij się w głowę, chłopie! – warknęłam. – Po prostu jakoś tak niezręcznie mi będzie na początku. Wiesz, że gabinety mój i Magdy tylko prowizorycznie były podzielone, a w rzeczywistości siedziałyśmy w jednym gigantycznym gabinecie, jak zostawiłyśmy otwarte drzwi.– No to będziesz je zamykać. Ja mojego kącika nie oddam, powtarzam!– Nie to nie, łaski bez! Taki wielki kolega z ciebie, wypchaj się – odparłam i pokazałam mu język niczym obrażona pięciolatka. – Dobra, idę do siebie, bo ty za minutę masz spotkanie, a ja masę roboty do ogarnięcia. Jakoś nie mam ochoty zabierać jej dziś do domu. Weszłam do siebie, usiadłam za biurkiem i rozejrzałam się po gabinecie. Oby tylko ten nowy koleś okazał się spoko gościem – pomyślałam i westchnęłam głęboko, a następnie zabrałam się do pracy. Nawet nie wiedziałam, kiedy zrobiła się 19:00. Z racji tego, że skończyłam wszystko to, co miałam dziś w planach, postanowiłam, że pójdę jeszcze na siłownię. I tak w samochodzie miałam spakowaną torbę, więc postanowiłam to 5Kolejne dni mijały bez większego stresu. Pracy miałam jak zawsze mnóstwo, ale spokojnie się wyrabiałam ze wszystkim. Może to dlatego, że nie miałam umówionych żadnych spotkań. W piątek o godzinie 10:00 pan Antoni zwołał zebranie w konferencyjnej, na którym chciał nam przedstawić kilka swoich decyzji związanych z organizacją pracy w naszej kancelarii. Domyśliłam się, że poinformuje nas o dołączeniu do zespołu Dawida. Ciekawa byłam tylko, kiedy to nastąpi. Z racji tego, że nie mieliśmy sekretarki, na 10 minut przed zebraniem poszłam do sali konferencyjnej, przygotowałam filiżanki i zaparzyłam kawę. Punktualnie o 10:00 dołączył Bartek razem z ojcem.– Witam was, moi drodzy! – rozpoczął takim trochę oficjalnym tonem. – Pozwoliłem sobie was tu zwołać, ponieważ mam wam do przekazania kilka dość istotnych informacji oraz chciałbym poznać wasze zdanie co do niektórych pomysłów. Tak więc, żeby nie tracić czasu, przejdźmy od razu do rzeczy. – Otworzył swój kalendarz, a potem nalał sobie kawy.– Po pierwsze, od osiemnastego maja dołączy do nas nowy wspólnik – powiedział i zamilkł, obserwując nasze reakcje. – Nazywa się Dawid Pokora. Jest z wykształcenia prawnikiem specjalizującym się w prawie międzynarodowym, a do tego jest tłumaczem przysięgłym języka angielskiego. Nie będę przed wami ukrywać, że jest on synem mojego bardzo dobrego kolegi, Marka Pokory, z którym kiedyś pracowałem. Zdecydowałem się na włączenie go do naszej spółki, ponieważ ostatnio mamy coraz więcej pracy, a ja nie chciałbym, żebyśmy spędzali tu całe dnie. Wszyscy lubimy swoją pracę, wiem, ale zachowajmy też równowagę. Widzę, że Bartek pracuje po nocach w domu. Maju, ciebie też można tu spotkać bardzo często po godzinie 19:00. Ja sam też jestem w kancelarii po dziesięć, a nawet i dwanaście godzin, a potem jeszcze często wieczór poświęcam na dokończenie pracy. Powodem tego jest oczywiście zwiększenie liczby naszych klientów, i tych stałych, i tych, którzy przychodzą z pojedynczymi sprawami. Bardzo mnie ten fakt cieszy, bo świadczy to o zaufaniu, jakim jest darzona nasza kancelaria. Jednak zależy mi również na tym, by moi ludzie byli usatysfakcjonowani swoja pracą, a nie zarżnięci nią. Ostatnio rozmawiałem z Małgosią, ponieważ nie zatrudniliśmy nikogo właśnie ze względu na to, że miała do nas wrócić od września. Jednak podjęła decyzję o tym, że na chwilę obecną zostanie jeszcze w domu. Z drugiej strony bardzo dobrze ją rozumiem, ogarnięcie tej rozbrykanej czelodki wymaga nie lada roboty i poświęcenia z jej strony. Robert ostatnio też otrzymał kilka bardzo dobrych zleceń, więc wydaje mi się, że Gosia podjęła dobrą decyzję. Jednak biorąc to pod uwagę, musiałem zdecydować, co dalej z naszą kancelarią. Akurat po rozmowie z Małgosią byłem umówiony z Markiem na tenisa i w takiej luźnej rozmowie zgadaliśmy się, że jego syn wraca ze Stanów, bo kończy się mu kontrakt, a on nie chce go przedłużyć. Wiedziałem, że Dawid jest dobrym prawnikiem, do tego tłumaczem, dlatego pomyślałem, że zaproponuję mu współpracę z nami. – Pan Antoni ciągnął swój monolog, a my siedzieliśmy jak dzieci w szkolnej ławce i słuchaliśmy tego, co mówił. Bartek co chwilę tylko przytakiwał głową, a ja słuchałam jak zahipnotyzowana. – Przybliżę wam trochę jego osobę, żeby nie stawiać was w niezręcznej sytuacji, kiedy do nas dołączy. – Pan Antoni ciągnął dalej niestrudzenie. – Dawid jest świetnym fachowcem, jeśli chodzi o prawo międzynarodowe, ale dodatkowo polskie prawo gospodarcze jest jego specjalnością, dlatego przekażę mu na początek obsługę kilku spółek, które obsługiwała Gosia. Tak więc mam do was prośbę – powiedział i spojrzał najpierw na mnie, a potem na Bartka. – Maju, do ciebie mam prośbę, żebyś przygotowała wszystkie niezbędne rzeczy do przekazania następujących firm… – Zerknął na swoje notatki w kalendarzu. – Na pewno Molińscy Logistic, potem Mytnik & Mytnik i BRM. Te trzy spółki weźmie od ciebie Dawid – powiedział do mnie, a potem zwrócił się do Bartka: – Ty natomiast przygotuj wszystko, co dotyczy firm: Głowacki Transit, Power of Sun i ALTOM Finance. Ja z mojej strony oddaję SILVANA Project i sieć biur Accountant Management.– No dobra, ojciec… – wtrącił się Bartek. – Ale czy na początek nie będzie to za dużo? No wiesz, skoro tyle czasu był w Stanach, to trochę wypadł z naszego stanu prawnego, nie sądzisz? I od razu tyle rzeczy chcesz mu dać? – Zdziwił się trochę.– Rozmawiałem z Dawidem, dodatkowo od kilku tygodni jesteśmy w kontakcie mailowym – wyjaśnił. – Poprosiłem go o pomoc w kilku sprawach, żebyśmy nawzajem mogli się sprawdzić i, szczerze mówiąc, chłopak świetnie sobie poradził. Więc raczej jestem o to spokojny – dodał.– W takim razie luz. Nie mam nic przeciwko. Chętnie się podzielę robotą – rzekł Bartek. – A czy tak po prywacie możesz coś nam powiedzieć o nowym koledze? – zapytał, wstając i podchodząc do dzbanka z kawą.– Co masz na myśli, mówiąc „po prywacie”? – dopytał pan Antoni.– A chociażby ile facet ma lat? Bo nie wiem, młody czy stary?– A dasz mi dojść dalej do słowa? – powiedział z udawanym oburzeniem pan Antoni. – Jak już powiedziałem, Dawid jest synem Marka Pokory, ma 33 lata. Ukończył prawo na Uniwersytecie Poznańskim, w międzyczasie zrobił jeszcze licencjat z zarządzania. Po studiach wyjechał na półtoraroczny staż do Nowego Jorku. Po stażu zaś otrzymał pięcioletni kontrakt, który właśnie się skończył. Jednak chłopak zdecydował, że chce wrócić do kraju – opowiadał dalej. – Niedawno zrobił uprawnienia tłumacza przysięgłego.– Hmm, czyli człowiek orkiestra, tak? – wciął się Bartek, szczerząc swoje równiutkie, śnieżnobiałe zęby.– Skoro tak to chcesz nazwać, nie będę się sprzeciwiać – odpowiedział po chwili namysłu.– No dobrze, panie Antoni, to ja też mam pytanie… – Włączyłam się do rozmowy. – Mamy przekazać mu stałych klientów, a co z tymi klientami, których sprawy przyjmujemy na bieżąco?– Zastanawiałem się nad tym i myślę, że tę kwestię rozwiążecie sami, bo chciałbym, żeby stopniowo przydzielać mu kolejne drobne sprawy i wspierać go, gdy zajdzie taka potrzeba – odpowiedział bez zastanowienia. – To dość obrotny chłopak, więc myślę, że bardzo szybko się wciągnie.– Ok. W takim razie nie ma problemu – zgodziłam się, kiwając potakująco głową. – A gabinet? – odpaliłam bez namysłu i od razu pożałowałam, że się nie ugryzłam w język.– Zastanawiałem się nad tym i na razie wydaje mi się, że najlepszym rozwiązaniem będzie, jak zajmie biurko Gosi. Maju, uważam, że będziesz trochę lepszym nauczycielem dla Dawida niż Bartek – powiedział i zwrócił się od razu do syna. – Oczywiście nie mam nic do ciebie, ale wybacz, twoje roztrzepanie i załatwianie wszystkiego na ostatni moment średnio pomoże Dawidowi.– Phi! – Parsknął Bartek. – A bierzcie go sobie, uczcie sami, ja nie jestem nauczycielem. Mogę z nim pracować, ale nie będę uczyć! Nie mam do tego cierpliwości – wypalił, udając obrażonego.– No właśnie o tym mówię – skwitował Bartka ojciec i dolał sobie kawy do filiżanki.– Dobrze, więc dwie sprawy mamy załatwione, a mianowicie kwestię powrotu Małgosi i dołączenia do nas Dawida – powiedział, klaszcząc w dłonie. – Została nam jeszcze jedna sprawa, którą bezczelnie zrzucam na was. – Mówiąc to, wskazał na nas rękami i serdecznie się roześmiał. – Chodzi mi o zatrudnienie sekretarki. Wydaje mi się, że już najwyższy czas, żeby ktoś nas odciążył w bieganiu po kawę i zamawianiu artykułów biurowych. Co wy na to?– Jestem za!!! – wykrzyknął Bartek. – Na litość boską, już mam dość biegania do Żabki po mleko.– No jak wypijasz mleko wiadrami, to przecież my nie będziemy chodzić – zripostował go ojciec. – Szczerze mówiąc, jeśli chodzi o mleko, to już zastanawiałem się nad kupnem krowy dla ciebie. – Łaa… ha, ha, ha… Bardzo zabawne, wiesz? – Obraził się Bartek.– W sumie czemu nie, mamy dość pracy, a są takie dni, kiedy telefony praktycznie dzwonią bez przerwy – powiedziałam. – Myślę więc, że sekretarka się przyda. – Jutro dostanę informację od księgowej i zastanowimy się tylko, czy weźmiemy kogoś na pełny, czy na 3/4 etatu. Bo nie chciałbym zatrudniać byle kogo za śmieszne pieniądze – wytłumaczył, spoglądając to na mnie, to na Bartka. – Przeprowadzicie rekrutację na to stanowisko i sobie je obsadzicie sami.– Panie Antoni, a nie lepiej zacząć może od jakiegoś stażysty? – zapytałam po chwili namysłu.– Daję wam wolną rękę, podam wam tak zwane widełki wynagrodzenia, jakie możemy zaproponować, i wymiar etatu, a to, czy dacie jej maksymalną, czy minimalną kwotę, to już zależy od waszych rozmów. Dla mnie najważniejsze jest, by była to osoba kompetentna, a nie sądzę, żeby na staż z Urzędu Pracy przysłano nam kogoś odpowiedniego. Jednak tak jak już powiedziałem, macie wolną rękę.– Dobra, to czekamy do jutra, a potem dajemy ogłoszenie i jedziemy z tym koksem – zdecydował za wszystkich Bartek.– Tak – przytaknął mu ojciec. – W porządku, to z mojej strony byłoby tyle – dodał i dopił resztę kawy z filiżanki. – Jeśli z waszej strony są jeszcze jakieś pytania to słucham, a jeśli nie to informuję was, że ja na dziś kończę pracę i mam weekend, ale będę pod telefonem. Tak więc jakby się wydarzyła jakaś katastrofa, to dzwońcie. I wam też daję polecenie służbowe, by skończyć dzisiaj to, co najpilniejsze, i odmaszerować akcentem nasz prezes zakończył spotkanie i wyszedł. Ja zebrałam filiżanki, wstawiłam je do zmywarki i wróciłam do gabinetu, by dokończyć swoją robotę. Faktycznie, każde z nas skończyło to, co miało i zmyło się do domu. Bartek wyszedł wcześniej niż ja, ale tylko dlatego, że chciałam zaczekać, żeby wyładować naczynia ze zmywarki. Po pracy poszłam na siłownię, a w drodze powrotnej zrobiłam zakupy. Raczej nie miałam planów na dzisiejszy wieczór, więc nie musiałam się jakoś wybitnie spieszyć. Rozdział 6Następny tydzień był trochę bardziej nerwowy, bo nałożyło się nam kilka spraw. Prowadziliśmy rekrutację, do tego szykowaliśmy wszystko do przekazania spółek, no i doszła jeszcze bieżąca praca. Bartek w tym tygodniu miał cztery rozprawy w sądzie, więc był wycięty prawie non stop. Ale jakoś daliśmy radę. Od 1 czerwca miała przyjść dziewczyna do sekretariatu. Spółki też raczej mieliśmy ogarnięte pod kątem przekazania Dawidowi. W piątek o 15:00 w końcu stwierdziliśmy, że się uporaliśmy ze wszystkim. Bartek siedział u mnie w gabinecie na kanapie z wyciągniętymi do przodu nogami, którymi machał w prawo i w lewo. Ręce miał splecione za głową i nad czymś kombinował. Spojrzałam na niego, ale on zdawał się być myślami gdzieś daleko.– Co jest? – zapytałam. – Ej, słyszysz, co jest? – powtórzyłam głośniej, jednak bez skutku. Rozejrzałam się po biurku, złapałam gumkę do ołówka i wycelowałam w niego. Trafiłam centralne w czubek głowy. Podskoczył jak oparzony.– Kurwa, Maja, pojebało cię? Chcesz, żebym zawału dostał? – powiedział z wyrzutem.– Mówię do ciebie, a ty nie reagujesz – odparłam. – Co jest? Nad czym tak intensywnie myślisz, co?– Idziemy gdzieś jutro wieczorem? Kurde, wybyłbym tak gdzieś. Trochę się zresetować. Co ty na to?– A o jakim wybyciu mówisz? – zapytałam, bo nie wiedziałam do końca, o co mu chodzi. – Chcesz iść do kina albo na jakieś balety? Czy masz ochotę gdzieś pojechać? – Hmm, w sumie to sam nie wiem – odpowiedział. – Jechać, to chyba trochę za późno na zorganizowanie czegoś, więc może wyjdziemy do jakiegoś klubu? – Uhm… – Zastanowiłam się chwilę. – Właściwie dlaczego nie. Dawno nie byliśmy nigdzie poza siłownią – dodałam.– Kurwa, głodny jestem! – wypalił, całkowicie zmieniając temat. – Zjadłbym coś. Mamy coś na miejscu?– Tu? Raczej wątpię. Widziałam, że w kuchni leżała paczka cebulowych Lay`sów i chyba Delicje jeszcze były. – odpowiedziałam po namyśle. – Muszę tylko skończyć jeszcze jedno pismo, a potem możemy iść na jakiś obiad. Co ty na to?– Do tego czasu to mój żołądek strawi sam siebie. Idę do kuchni, zobaczę, co mamy, a ty kończ. Byle prędko – powiedział i dwóch minutach wrócił z paczką chipsów i z powrotem zajął miejsce na kanapie. O 16:00 wyszliśmy z kancelarii i udaliśmy się na obiad do małej, przytulnej włoskiej restauracji, która znajdowała się przecznicę dalej od naszego biurowca, a gdzie podawano najlepsze włoskie jedzenie w mieście. Kiedy weszliśmy do środka, restauracja była prawie pełna głodomorów, ale udało się nam znaleźć wolny stolik. Po pięciu minutach złożyliśmy zamówienie, a po następnych trzydziestu mogliśmy już delektować się posiłkiem. Bartek zamówił dla siebie – jak zawsze – pizzę z szynką i pieczarkami, ale dzisiaj poszedł po bandzie, bo wybrał rozmiar PLUS SIZE i jego pizza miała średnicę czterdzieści pięć centymetrów. Ja natomiast zamówiłam tradycyjną lasagne. Do tego zamówiliśmy butelkę czerwonego, włoskiego, wytrawnego wina. Matko, jakie oni mają dobre jedzenie – pomyślałam – mogłabym się tu stołować codziennie. Tyle tylko, że w efekcie musiałabym spędzać na siłowni codziennie tyle czasu, co w kancelarii.– To co, jaki masz pomysł na jutro? – zagadnęłam. – Gdzie idziemy?– A bo ja wiem – odpowiedział z pełnym ustami. – Tam, gdzie jest dobra muzyka i dobre drinki – mówił dalej, przeżuwając swoją pizzę.– Ty to naprawdę byłeś głodny, co? – zapytałam, widząc jak pochłania kolejne kawałki pizzy.– Jeszcze pytasz. Dzisiaj od rana coś mnie głód męczy. Matka mało zawału nie dostała, jak zobaczyła moje śniadanie, które składało się z jajecznicy na bekonie z dziesięciu jajek i dwóch bułek z masłem – rzekł z udawaną bezradnością. – Dzisiaj chyba będę mieć cheat day, bo na cheat meal raczej się już nie kwalifikuję. Na kolację jeszcze tylko kupię sobie szarlotkę w takim razie.– Bartek, proszę cię, bo robi mi się niedobrze, jak tylko cię słucham. – Skrzywiłam się. – Ej, jak teraz nie ustalimy, gdzie wychodzimy jutro, to mam cię w dupie i nigdzie nie idę.– Coś ty, babo, taka nerwowa? – zapytał, wpychając kolejny kawał pizzy do ust. – Już, daj człowiekowi pomyśleć, okej?– Jak będziesz myślał w takim tempie, to najszybsze wyjście możemy zaplanować na sylwestra – powiedziałam sarkastycznie. – Dawno nie byliśmy w „Malibu”. Co myślisz?– W sumie… – Urwał i zastanowił się. – Muzyka jest OK, drinki dobre, jedyny minus taki, że trochę tam ciasno. A co powiesz o „Paradise”? Bartuś najlepsze życzenia z okazji Twoich 18. urodzin :D Niech Ci Bóg błogosławi ! - Twoi przyjaciele :D
Życzenia urodzinowe dla brataJeżeli znajdujesz się na tej stronie zapewne szukasz wspaniałych życzeń urodzinowych dla swojego brata. Wiemy jak bardzo często dużym problemem jest ułożenie wyjątkowych życzeń urodzinowych. Takich, z których zarówno my jak i solenizant będziemy zadowoleni. Dlatego też postanowiliśmy zebrać jak największą ilość gotowych życzeń urodzinowych dla brata by stworzyć idealną bazę takich właśnie życzeń. Jesteśmy przekonani, że spośród zebranych przez nasz życzeń każdy znajdzie te idealnie pasujące dla swojego brata. Każda osoba jest inna, każdy z nas ma zupełnie inny charakter. Jedna osoba ma poczucie humoru, druga jest bardziej poważna. Gdy próbujemy sami ułożyć ładne życzenia urodzinowe dla brata, czasem okazuje się to nie lada problemem. Długi czas zastanawiamy się, kombinujemy, a często efekt końcowy nie jest jednak taki jak to sobie wyobrażaliśmy. Dlatego też przychodzimy z pomocą i naszą bazą, w której znajdują się gotowe życzenia urodzinowe dla brata. W tym ważnym dla naszego rodzeństwa dniu, dniu rocznicy ich urodzin, sprawmy by ten dzień był dla nich na prawdę wyjątkowy, a wspaniałe życzenia urodzinowe, które od nas otrzymają z całą pewnością sprawią, że ten jedyny dzień w roku zostanie w ich pamięci na bardzo bardzo długi czas. To nie żart, nie żadna draka Urodziny są dziś brata My z bratem dobrze żyjemy Więc wódeczki wypijemy Jak nie wznieść toastu tego Za zdrówko brata naszego Jakieś życzenia chlapniemy Bo jego szczęścia pragniemy Więc życzymy Ci radości Dużo szczęścia i miłości A gdy minie roczek cały znów będziemy świętowali. Życzę Ci zdrowia, wszelkiej radości, stu lat życia oraz bezkresnej miłości. Niech wszystkie plany Ci się zawsze spełniają, wszystkie dziewczyny niech się w Twej urodzie kochają. Szczęście niech Ci towarzyszy w życiu trwale, trafne zrządzenia losu niech Cię wspierają stale. Wszystkie marzenia niech się spełnią co do jednego, a na zakończenie coś tradycyjnego: wszystkiego najlepszego. Braciszka mamy bardzo fajnego. Więc korzystamy z porad jego. On nas pociesza gdy nam jest źle. Za to my chcemy odwdzięczyć się. A dziś brat właśnie ma urodziny. Więc mu życzenia szczere złożymy. Bądź wciąż radosny, życiem się ciesz. Szczęścia zaznawaj każdego dnia. I sto lat życia niech Bóg Ci da. Z okazji urodzin składam Ci, Braciszku, moc życzeń: uśmiechu, zdrowia, radości, mnóstwa prezentów i gości, przyjaźni wielkich i małych, wielu przygód niebywałych, uśmiechu wesołego i wszystkiego, wszystkiego najlepszego! Kiedy jest się małym i ma się rodzeństwo, Myśli sobie człowiek, że to przekleństwo. Z perspektywy czasu inaczej się to ocenia, I własnego brata bardziej docenia. W moc miłości między rodzeństwem wierzę, Więc w dniu urodzin życzę Ci szczerze, Aby smutki z daleka Cię omijały, A same przyjemności w życiu spotykały. Ślę życzenia dla mojego brata, mojego z dzieciństwa czasami kata, który jednak mocno nie katował, więcej czasu tylko żartował. Niech mu się w życiu dobrze układa, a kasa niech mu z nieba w dużych ilościach spada. Cóż by Ci życzyć, kiedy życzeń tyle na każdej kartce, tu wszędzie. Każdy Cię kocha i życzy mile cóż moje słowo znaczyć tu będzie? Więc ślę Ci jedno życzenie małe: BYWAJ SZCZĘŚLIWYM PRZEZ ŻYCIE CAŁE no i proszę jeszcze skromnie: nigdy nie zapomnij o mnie! Dziś urodziny mój brat obchodzi, Cała rodzina do domu się schodzi. Tort mama piecze od rana, Tata w lodówce chłodzi szampana. Brat cały dzień chodzi przejęty, Niecierpliwie czeka na swoje prezenty. Więc czas najwyższy złożyć życzenia, Aby prezenty spełniły marzenia! Drogi bracie życzę Ci samych trafnych decyzji, szczęścia w miłości, wielu wrażeń, niebanalnych przygód, zawsze pełnego portfela oraz szczęścia w spełnieniu wszystkich planów życiowych. W dniu Twoich urodzin, drogi bracie, życzę Ci zawsze wesołego wyrazu twarzy, dobrej zabawy na imprezie urodzinowej (której też życzę sobie) i mnóstwa sukcesów w życiu zawodowym oraz oczywiście zdrowia.
Śmieszne życzenia imieninowe dla Bartosza. nie trać swej wesołej minki dziś są Twoje imieninki! nie trać swej wesołej minki dziś są Twoje imieninki! MIŁOŚCI i KOCHANIA az do ZWARIOWANIA! – tyle kwiatów, całusków i słodyczy z okazji imienin…. pełni szczęścia jeśli chcesz. Literatura dla dzieci Rafael Oszczędzasz 4,13 zł (39% Rabatu) Wysyłka: 1-2 dni robocze+ czas dostawy Opis Opowiastki familijne znają dziś w Polsce dziesiątki tysięcy rodzin. Już kilkanaście lat podbijają serca dzieci i ich rodziców. Ciepłe słowa o tej serii słyszymy nie tylko od wypowiadają się o niej również rodzice i dziadkowie. Teraz „Opowiastki familijne” pojawiają się w nowej odsłonie, by bawić, uczyć, wywoływać uśmiech, a czasem łzę wzruszenia u kolejnego już pokolenia maluchów. Zapraszamy do świata „Opowiastek familijnych” świata dobrych emocji, dobrych uczuć, dobrych zasad! „Opowiastki familijne” to świetny sposób na pożyteczne spędzenie wspólnych chwil z dzieckiem. „Opowiastki familijne” to dziecięce opowieści w nowoczesnym stylu, ale pełne wartości znanych z klasycznych bajek. „Opowiastki familijne” to inspirujące historie i bogactwo kolorowych ilustracji pełnych przyjaznego ciepła. Szczegóły Tytuł Trzy życzenia dla Bartka Inne propozycje autorów - Andrzejczuk Beata Podobne z kategorii - Literatura dla dzieci Klienci, którzy kupili oglądany produkt kupili także: Darmowa dostawa od 199 zł Rabaty do 45% non stop Ponad 200 tys. produktów Bezpieczne zakupy Informujemy, iż do celów statystycznych, analitycznych, personalizacji reklam i przedstawianych ofert oraz celów związanych z bezpieczeństwem naszego sklepu, aby zapewnić przyjemne wrażenia podczas przeglądania naszego serwis korzystamy z plików cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień przeglądarki lub zastosowania funkcjonalności rezygnacji opisanych w Polityce Prywatności oznacza, że pliki cookies będą zapisywane na urządzeniu, z którego korzystasz. Więcej informacji znajdziesz tutaj: Polityka prywatności. Rozumiem Polecamy najpiękniejsze życzenia i wierszyki urodzinowe, piękne i śmieszne wiersze urodzinowe, ładne gotowe wierszyki/sms-y na urodziny dla dziewczyny, chłopaka, mamy, taty, kolegi i Witamy w serwisie U nas znajdziecie e kartki z tagiem: Dla Bartka. Wszystkie e kartki są darmowe i po dołączeniu życzeń okolicznościowych lub świątecznych możecie wysyłać je do znajomych lub rodziny. Zapraszamy do zapoznania się ze znajdującymi się tutaj e kartkami a na pewno znajdziecie coś dla swoich bliskich. E kartki, które wyślecie do znajomych na pewno sprawią im miłą niespodziankę. Kartki elektroniczne z powodzeniem zastępują tradycyjne pocztówki, ponieważ możecie je wysyłać bez wychodzenia z domu a co najważniejsze są darmowe. E kartki możecie wysyłać od razu, akceptując tylko regulamin naszego serwisu lub możecie założyć darmowe Konto Użytkownika. Zajmie Wam to tylko chwilkę a dostanie przez to dostęp do dodatkowych opcji. Mamy nadzieję, że e kartki dostępne w tej kategorii spodobają się Wam i zastąpią tradycyjne życzenia. Gdy adresaci odbiorą pocztówki na pewno serdecznie Wam podziękują i zobaczycie uśmiech na ich twarzy. Wybierajcie pocztówki elektroniczne, upiększajcie, dołączajcie życzenia i wysyłajcie do znajomych. . 386 363 438 587 622 473 655 114

życzenia urodzinowe dla bartka